Wczorajszy dzień był bardzo ciężki zarówno dla mnie jak i dla Mikiego.
Ja od samego rana byłam nerwowa a Miki strasznie absorbujący, wręcz upierdliwy.
Cały dzień kombinował okropnie.
Niestety K. musiał zostać dłużej w pracy a ja już miałam dosyć.
No i około 17 Miki spadł z łóżka. Nie pierwszy raz, ale jak do tej pory ten upadek wyglądał najgroźniej.
Przez ponad pół godziny nie mogłam go uspokoić, a On cały czas pokazywał, że boli Go bark.
K. zabrał Go do jego lekarki a ja zostałam w domu i próbowałam się uspokoić i przygotować nas na wypadek gdyby trzeba było jechać do szpitala.
Na szczęście okazało się,że jest "tylko" potłuczony, i wyjazd do szpitala może my sobie odpuścić. Ufff.
Dzisiaj już jest o niebo lepiej.
Miki szaleje.
Tylko jak się zapomni i trochę nadwyręży rączkę to go boli.
A ja powoli zaczynam się relaksować.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz